Back to Top

JUBILEUSZ

Homilia Księdza Biskupa Wiesława Śpiewaka

Kochani Parafianie od Zmartwychwstania Pańskiego na Wildzie, z ks. Maciejem, proboszczem i duszpasterzami.

Najczcigodniejszy Księże Biskupie Janie. Bardzo dziękuję za tę obecność. Fajnie, że się udało.

Przewielebni i wielebni kapłani diecezjalni i zakonni.

Moi Współbracia Zmartwychwstańcy, zwłaszcza ci, dla których ta Parafia jest parafią rodzinną, oraz ci, którzy przy tym kościele pełnili posługę kapłańską i zakonną.

Drogie Siostry zakonne ze szczególną atencją dla Sióstr Zmartwychwstania Pańskiego i proszę niech inne Siostry się nie gniewają za tę szczególną atencję, bo mam po temu powody.

Szanowni Przedstawiciele władz państwowych i organizacji społecznych.

Wszyscy ludzie dobrej woli, którzy odpowiedzieliście na zaproszenie i przyszliście w tę niedzielę kwietniową, Czwartą Niedzielę Wielkanocną, aby wyrazić Panu Bogu dziękczynienie za 100 lat istnienia, działania, obecności tej Parafii, której przewodzi Jezus Zmartwychwstały.

 Nie zwykłem pisać moich kazań i szczerze przyznaję, iż przychodzi mi to niełatwo. Miałem wielką nadzieję, że będzie mi dane przeżywać razem z Wami tę uroczystość i podzielić się tą refleksją z ambonki, z której głosiłem swoje prawie pierwsze kazania, gdyż Dom zakonny przy Dąbrówki był moją pierwszą placówką po święceniach kapłańskich. Co prawda przełożeni zakonni posłali mnie tutaj do pracy w Niższym Seminarium Duchownym, ale w kościele też odprawiałem msze święte i głosiłem kazania, zwłaszcza w niedziele i święta. Z radością wspominam te chwile. Z wdzięcznością myślę o dobroci i życzliwości różnych osób, które tutaj spotkałem. Niestety zamiast być z Wami, siedzę w hotelu w Miami, uziemiony przez anulowane loty i na prośbę ks. Macieja, piszę tych parę myśli.

„Wigilijny wieczór. Na ulicach Poznania i Wildy cisza. Gdzieniegdzie pojawi się przechodzień, ale zaraz niknie w murach domów. Nastrój poważny i świąteczny. O godz. 11.30 ulice Gen. Chłapowskiego i Dąbrówki zaroiły się od tłumów zdążających do nowego kościoła na Pasterkę. Ten i ów, słysząc głos sygnaturki, umieszczonej w prowizorycznej wieżyczce na szczycie dachu, ocierał załzawione oczy i szlochał. Istotnie była to chwila rozrzewniająca. Kilka miesięcy temu było tu puste pole, a dziś na tym miejscu wznosi się wspaniały kościół i otwiera swe bramy, aby w swe objęcia przyjąć wiernych na Pasterkę”. Zdaję sobie sprawę, że dobrze znacie te słowa zapisane w kronice parafialnej przez ks. Władysława Zapałę, budowniczego tej świątyni i pierwszego proboszcza. Ale nie mogłem zacząć inaczej, bo tak wszystko się zaczęło i ten, który był naocznym świadkiem tych chwil najlepiej je opisał. Bo to świętowanie dzisiejsze, po stu latach, jest zaproszeniem, by wracać do początków i na nowo odkrywać po co to wszystko w ogóle jest. I z tego co było na początku, czerpać motywację do tego co teraz.

Tak jak osoby powołane do szczególnej służby w Kościele, o czym przypomina Czwarta Niedziela Wielkanocna, potrzebują wracać do początków swojego powołania, by na nowo „rozpalić ten dar Boży, jaki otrzymały” przez święcenia czy śluby i odnaleźć ten pierwotny entuzjazm, który czasami gdzieś osłabł w drodze przez góry i doliny życia. A był ten kościół świadkiem i święceń, i zakonnych przyrzeczeń, tudzież rodzących się powołań. Pięknie mi o tym opowiadał ś.p. ks. Zdzisław Julio Błażejewski, zwłaszcza wtedy, gdy pandemia dała nam dużo czasu na rozmowy i wspominki…

 Tak jak małżonkowie, też powołani do służby w Kościele, choć w nieco inny sposób, potrzebują wracać do pierwszych spojrzeń, gestów, słów…do pierwszego „kocham cię”, przytulenia, pocałunku, żeby przypomnieć sobie, a czasem wręcz odkurzyć, ten żar miłości, który ich pchnął ku sobie i niejako „kazał” iść razem przez życie, na dobre i na złe, „dopóki śmierć nie rozłączy” …Iluż to zakochanym parom był ten kościół świadkiem na ich ślubie, choć nie podpisywał stosownych protokołów…

 Tak jak wszyscy ochrzczeni, jak najbardziej powołani do służby w Kościele, potrzebują wracać do dobrych i pięknych chwil, jakie przeżyli w swoim chrześcijaństwie. Może nie pamiętają momentu chrztu. Nie dziwię się, bo też nie pamiętam, choć ponoć rozdarłem się mocno, gdy ks. Stefan Kasprzyk na Woli Duchackiej w Krakowie polał mi głowę na znak sakramentalnego obmycia i łaski. Listopad był, to woda pewnikiem była zimna. Ufam, wszakże, że pamiętają Pierwszą Komunię i Bierzmowanie. Chcę wierzyć, że takich dobrych, pięknych i mocnych chwil jest więcej w naszym chrześcijaństwie, i to nie tylko dlatego, że „w życiu piękne są tylko chwile”, lecz dlatego, że z chwil zbudowane są godziny, dni, miesiące, lata, życie. Ileż chrztów udzielono w tym kościele, choć prawdopodobnie nie każdy chrzczony reagował krzykiem…ileż przyjęto Pierwszych Komunii, a potem drugich i trzecich, i czwartych, świątecznych i powszednich…ileż bierzmowań udzielono, choć niekoniecznie gołębica czy języki ognia ukazały się zebranym…iluż chorych namaszczono, by odzyskali zdrowie duszy i ciała…ileż ludzkich historii, zmagań, dramatów, ale i zmartwychwstań mogą opowiedzieć konfesjonały…

 Trzeba wracać do źródła, bo tam woda jest najczystsza. Trzeba wracać do początków, by lepiej rozumieć tu i teraz. Dlatego w okresie wielkanocnym czytamy księgę Dziejów Apostolskich, opis początków Kościoła. Dzisiaj ta księga proponuje nam fragment mowy św. Piotra, który wyjaśnia „dobrodziejstwo, dzięki któremu chory człowiek odzyskał zdrowie”. Łącząc uzdrowienie chromego przy świątynnej Bramie Pięknej z kerygmatem wczesnego Kościoła, pierwszy Papież określa misję chrześcijaństwa u jego początków: dzięki Jezusowi ukrzyżowanemu i zmartwychwstałemu człowiek staje się zdrowy. Po to jest chrześcijaństwo. Po to jest Kościół.

Ujęło mnie w zapisie ks. Zapały stwierdzenie: „Kilka miesięcy temu było tu puste pole, a dziś na tym miejscu wznosi się wspaniały kościół i otwiera swe bramy, aby w swe objęcia przyjąć wiernych.” Pozwalam sobie zobaczyć w tym obrazie nie tyle puste pole, na którym zostaje postawiony budynek, ale raczej pustkę, która zostaje wypełniona. Pewien brak, który zostaje naprawiony. Jakąś potrzebę, która zostaje zaspokojona. Niedobór, który zostaje uzupełniony.

Historia nas uczy, że ten kościół został wybudowany dla upamiętnienia 950-lecia Chrztu Polski i założenia pierwszego biskupstwa. I bardzo pięknie. Ośmielę się powiedzieć, że przede wszystkim został wybudowany, aby „dzięki Jezusowi ukrzyżowanemu i zmartwychwstałemu człowiek stawał się zdrowy”. I ta pierwotna misja Kościoła, taka sama od Dziejów Apostolskich, choć czasem - na przestrzeni wieków - jakby gdzieś zapodziana na rzecz innych ważnych zadań, jest misją na tu i teraz, zarówno dla całego Kościoła, jak i dla tej Parafii, jak i dla każdej parafii. Jak tę misję wypełnić? Podpowiada św. Jan w drugim czytaniu: „Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy…Obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest”.

Zdaję sobie sprawę, że w Kościele dużo mówi się o miłości, ale z jej praktykowaniem jest rozmaicie. Wielu ludzi uważa się za niekochanych przez Kościół. Bardzo przykre jest to, że wielu z nich ma podstawy, by tak uważać. Dlatego przy tej wyjątkowej okazji musi być miejsce na głębokie i mocne przepraszam za te wszystkie chwile, które nie były piękne w ciągu tych stu lat. Bo ktoś doświadczył krzywdy. Ktoś poczuł się zraniony. Komuś okazano brak szacunku. Kogoś zlekceważono lub nawet potraktowano z pogardą. Ktoś poczuł się zgorszony. Ktoś utracił wiarę zamiast w niej wzrastać. Komuś było po prostu smutno, przykro, źle. I to wszystko w imię Kościoła albo wręcz w imię Pana Boga…

W ubiegłym tygodniu uczestniczyłem w dorocznym zebraniu Konferencji Episkopatu Małych Antyli, do której to Konferencji należą Bermudy. Nasza Konferencja obejmuje mniejsze wyspy karaibskie, które są zbyt małe, by mieć swoje własne konferencje, oraz Belize w Ameryce Centralnej i trzy Gujany w Ameryce Południowej. Łącznie 19 niewielkich diecezji. Co roku spotykamy się w innej diecezji. W tym roku zebranie się odbyło na Bahamach. Podczas obrad dużo dyskutowaliśmy o Kościele przyszłości. Jednogłośnie stwierdziliśmy, że Kościół przyszłości musi być Kościołem, który przynosi uzdrowienie. Który jest Kościołem zbawiania, a nie potępiania. Który nie jest ekskluzywnym klubem dla świętych świętoszków, ale inkluzywną wspólnotą świętych, choć grzeszników.

Pięknie to zapisał ks. Zapała: „…wznosi się kościół, który otwiera swe bramy, aby w swe objęcia przyjąć wiernych.” A św. Jan zauważa: „Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec”. I zaraz dodaje, że mamy być do Niego, Pana Boga, podobni.

Kochani, bądźmy dla siebie dobrzy nawzajem. Przestańmy sobie skakać do gardeł, bo się różnimy politycznie czy światopoglądowo. Nie deptajmy jedni drugich nawet w imię szczytnych idei. Zbyt wiele zła uczynili chrześcijanie przez wieki w imię Pana Boga. Nasłuchałem się na Karaibach opowieści o konkwiście i tak zwanej „ewangelizacji” pogańskich ludów przy pomocy ognia i miecza.

Naprawdę nie chcę moralizować, bo sam mam dosyć moralizatorstwa. Ale jubileuszowo ośmielam się zaapelować: niech każdy kościół i każda parafia otwiera swe bramy, aby w swe objęcia przyjąć wszystkich wiernych…my zaś wszyscy, bądźmy dla siebie po prostu dobrzy, skoro mamy być podobni do Pana Boga…

W wystroju tego kościoła, od mojej pierwszej wizyty, uderzała mnie i intrygowała dość unikatowa figura Jezusa Zmartwychwstałego w ołtarzu głównym. Ma bowiem w sobie ogromny ładunek dynamizmu i ekspresyjnie przedstawia energię zmartwychwstania.

W ewangelii tej niedzieli słyszymy: „Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje mnie znają”.

Chcę Wam życzyć, żeby owo bycie dla siebie dobrymi było oparte o znanie się wzajemne. Socjologowie mówią, że nasz świat staje się coraz bardziej anonimowy. Ludzie coraz mniej się pozytywnie interesują swoimi sąsiadami, a nawet krewnymi. Zaznaczam: pozytywnie się interesują. Anonimowość może prowadzić do obojętności. Chciejmy się znać dobrze i pozytywnie. I to nie tylko na gruncie społecznym, lecz również na gruncie parafialnym. Wtedy łatwiej wytworzyć dynamiczną energię współczucia, zrozumienia, miłosierdzia.

Na ekrany kin wszedł niedawno film „Przysięga Ireny”, opowiadający raczej zapomnianą historię polskiej pielęgniarki Ireny Gut, która uratowała dwanaścioro Żydów, ukrywając ich w piwnicy domu majora SS. Irena złożyła bowiem prywatny ślub uratowania choćby jednego ludzkiego życia, gdyby tylko była taka sposobność.

Jezus w ewangelii naucza: „Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce”. Jestem pewien, że historia tej parafii zawiera historie wielu osób, które przeżyły - i przeżywają - swoje życie pomagając i służąc innym. Niech to będzie nasze jubileuszowe postanowienie.

Pewna młoda kobieta, która umiera na raka, powiedziała mi przed świętami: „To nieprawda, że żyje się tylko raz. Umiera się tylko raz, a żyje się każdego dnia”.

Gratuluję Wam wszystkim tego pięknego jubileuszu. Świętujcie pięknie.

Żałuję bardzo, że nie jest mi dane być z Wami, mimo iż spełniłem wszystkie warunki, żeby dzisiaj być w Poznaniu.

Wybaczcie, że się rozpisałem, ale ta noc jakaś długa się zrobiła.

Niech Jezus Zmartwychwstały obdarza Was nieustannie pokojem i miłością.

Amen.

 

Życzenia Marszałka Województwa Wielkopolskiego

 Życzenia Wojewody Wiekopolskiego